Tytuł może wydawać się z pozoru nielogiczny, dominuje stereotyp o robotach, które są w stanie wykonać coraz więcej czynności pracowniczych człowieka. I faktycznie, zaawansowana technologia wypiera stanowiska pracy przeznaczone dla ludzi (dla przykładu interaktywne panele zastępują recepcjonistów czy barmanów). Jednak okazuje się, że instalacja robotów może spowodować efekt zupełnie przeciwny i sprawić, że w firmie pojawią się dodatkowe wakaty dla śmiertelników. Wszystko za sprawą robotów współpracujących, których udział w rynku rokrocznie wzrasta.
Rozwój po raz czwarty
Pojawiające się coraz częściej w fabrycznych halach i magazynach coboty, czyli roboty współpracujące (od angielskiego co-working) są swoistym wyznacznikiem kolejnej fali zmian technologicznych i przemysłowych, określanych jako przemysł 4.0. Czwarta metamorfoza, podobnie jak poprzedniczki, uzyskała już miano rewolucji, chociaż z perspektywy historycznej trudno porównywać angielską rewolucję wieku pary do nowatorskich rozwiązań. Innowacje wdrażane stopniowo to przede wszystkim interaktywne urządzenia, zintegrowane i sterowane za pomocą sieci (z czym związane jest pojęcie internetu rzeczy), a ogólnoświatowa tendencja zmierza do zatarcia się granic między maszyną a człowiekiem. Jednym z przykładów zastosowania rozwiązań z obszaru nowej fali przemysłu jest wyposażenie przedsiębiorstw właśnie w roboty współpracujące.
Efektywniej, czyli lepiej dla człowieka
Przechodząc do meritum – sposób robotyzacja przekłada się do zwiększenia miejsc pracy nie jest widoczny na pierwszy rzut oka, jednak pozytywne zjawisko pozwala uzmysłowić analiza przypadku. Zakładając, że firma decyduje się zainstalowanie robotów współpracujących. Wykonują one proste i żmudne czynności, pozbawione ludzkiego charakteru (który szybko zniechęca się powtarzalnością). Jest zatem bardziej wydajny a produkcja błyskawicznie osiąga wielokrotnie wyższe dochody. Dzięki temu inwestor wyposażony w solidny kapitał może zdecydować się na otwarcie kolejnego działu czy zaplecza, w którym ludzie będą niezbędni. Po drugie, maszyny w dalszym ciągu wymagają operatorów, jak sama nazwa wskazuje, są one współpracujące, więc samodzielnie nie osiągną takiej efektywności, jak podczas współpracy z człowiekiem. W końcu zmianie ulegnie również jakość pracy. Wyręczeni w wykonywaniu prostych i kiepsko płatnych czynności produkcyjnych pracownicy będą mogli pokusić się o ambitniejszą pracę nadzorczą, przede wszystkim zdecydowanie lepiej wynagradzaną.